piątek, 5 listopada 2010

Mokra głowa

Ha! Wreszcie weekendowe leniuchowanie. Nie wiem jak Wy, ale ja już uciekam bezczelnie z pracy. Z pełną premedytacją uciekam.

Pędzę na zakupy. Zaopatrzyłam się w gotówkę, której wydębiłam trochę od taty, trochę od mamy, trochę od chłopaka – niestety prawie nic z mojego własnego portfela, który powoli spowija pajęczyna. Lecę wydawać i nakręcać kapitalistyczne mechanizmy czy jak to się tam nazywa.

Zastanawiające jest, ile potrafimy pieniędzy wydawać na rzeczy kompletnie nam niepotrzebne. Karty kredytowe idą w ruch, rach ciach i wydajemy. Zazwyczaj sama kupuję rzeczy zbędne, jak taki przyrząd do robienia pierogów (mam nadzieję, że babcia która mi to sprzedała przeczyta to i się zawstydzi, wstyd takie rzeczy sprzedawać, tak, to do pani!). Ja dzisiaj natomiast zamierzam wydawać pieniądze na rzeczy potrzebne. Moja suszarka wydala dzisiaj ostatnie tchnienie i przyszłam do pracy z mokrą głową. Panna z mokrą głową, chociaż ja już może nie taka panna jestem. Do tego ekspres do kawy, bo mój przestał prawe podgrzewać i od dwóch dni piję frostito. Kupię jakiegoś dużego srebrnego Włocha, żeby jeszcze mi piankę spieniał jak należy… Mmmmm…..

Ale moje zakupy są nieważne i nieistotne, ważne jest tylko to że weekend przed nami, pogoda może nie ta, ale na szczęście z zimna nie zamarzniemy, a już na pewno ci, którzy spędzą kolejny weekend w centrum handlowym, do którego grona i ja tym razem się zaliczam.

Pozdrawiam buszujących wśród sklepowych półek,

Em.