wtorek, 31 sierpnia 2010

Może trochę relaksu teraz:)...a może?

Ostatni dzień sierpnia, ostatni dzień wakacji i osttani dzień pobytu chlopców u mnie. Spakowani i odwiezieni na dworzec gdzie autobus zabierze ich do domu jakies 150kilometrow od Warszawy.

I jak teraz sie czuć? Cieszyć sie spokojem i odpoczywać, a może będę tesknil za tym gwarem , przekomarzaniem sie, bitwami rodzinnymi, przygotowaniami potraw na 45 osob :)

Jeszcze nie wiem, ale poki co, czuje zmeczenie i chce zasnąc i spac tak przynajmniej do 10 i niech zaden maly blondyn ( nazywany Doktorem samo zlo) nie przychodzi o 6 rano do mojego lóżka i nie mowi ze sie wyspal i ze czas aby cos juz robic i gdzies isc.

No cóż, pożyjemy , zobaczymy jak to bedzie z moim samopoczuciem teraz. jedno jest pewne za rok wakacje też bedą i kolejna bitwa warszawska:)

ARKA

Dam radę.......a jak nie?

Polska? A gdzie to jest?

Włączyłam wczoraj telewizor i mi dobry humor wyparował. Na marginesie dodam, że mieszkam chwilowo na kartonach. Nie wiem ile będzie trwać to chwilowo, ale pocieszam się że do końca miesiąca. I tak się tłukę od jednych do drugich drzwi, ciuchy mam tu, kosmetyki tam, więc codziennie jakoś niekompletnie wyglądam. No i wczoraj jak do telewizora się dorwałam, to zaczęłam bezmyślnie z jednego kanału na drugi skakać. Miałam na sensację ochotę, więc sobie TVN24 włączyłam. Zamiast sensacji otrzymałam dramat.

"Solidarność". To słowo powinno zobowiązywać. Podobnie jak ranga wczorajszego wydarzenia. Na ten jeden dzień spory powinny ustąpić miejsca powadze i godnym obchodom Ważnej Rocznicy. Niestety, taka jest chyba nasza polska mentalność, że my nie potrafimy. Jednego dnia tysiące stoją pod krzyżem, drugiego pod tym krzyżem plują sobie w twarz, a sam krzyż staje się symbolem polskiej głupoty.

Dla mnie słowo „Solidarność” nic kompletnie nie znaczy. Nie wynika to oczywiście z mojej niewiedzy. Po prostu sami Panowie Politycy obdarli z wszelkiej godności i znaczenia to słowo, tak że dzisiaj „Solidarność” kojarzy mi się z bandą bezczelnych, kłamliwych awanturników rzucających na siebie wzajemnie oszczerstwa. To jest dla mnie „Solidarność”. Nie boję się tego przyznać, nie boję się zszargać pamięci tego wielkiego słowa, bo tego słowa już dawno nie ma. Pozostała tylko fasada, za którą kryje się to, co mieliśmy okazję wczoraj zobaczyć.

Eh, nie ma sensu, żebym z nazwiska wymieniała, który z przemawiających próbował w imię czysto partyjnych interesów nas podzielić, skłócić, kto jątrzy i najbardziej dzieli i teatr absurdu odstawia. Ja mam takie wrażenie, że ci ludzie przeoczyli fakt, że czas walki się już skończył, a nadszedł czas wspólnej pracy.

Czasami tak sobie myślę, jaki to wstyd przed naszymi sąsiadami, że tu się takie ceregiele odstawia. Ale zaraz potem mogę spokojnie odetchnąć z ulgą, bo żaden wstyd. Nikt nie wie nawet, gdzie Polska leży, a co dopiero co tu się dzieje. I normalnie ja tej ignorancji ścierpieć nie mogę, ale im bardziej przyglądam się nagłówkom gazet w witrynie kioskowej, tym mniej mnie to jakoś dotyka.

Em.

Postuluję o oddanie słońca !!!!

Czy Wam tez jest tak zimno, jak mnie ??? Czy to tylko ja taka niedogrzana jestem ?
Napisze petycje do Pana Boga zeby oddal slonce lato. Protestuje !!! Jeszcze sie lato nie skonczylo a tutaj takie zimno. Marzna raciczki :((((

Nie znosze rano wstawac, jak jest tak zimno i temperatura nie przekracza 10 stopni na plusie ... Ciemno, szaro i ponuro, i w dodatku jeszcze siąpi z nieba, więc jest mokro i slisko ... Nawet kawa nie pomaga w obudzeniu sie do konca. dobrze, że rano nie robie makijazu, bo by Robert umarl ze smiechu, jakbym rozmazala oko na misia pande.

No wlasnie Robert ... poszedl bidak na szkolenie BHP, jakos specjalnie nie byl zachwycony. W sumie sie nie dziwie. Pan od BHP wygladal, jak polaczenie Herkulesa Poirot z Inspektorem Gadzetem ... Siedzi teraz pewnie i przysypia i probuje wygladac na niezwykle zainteresowanego.

Ja natomiast korzystajac z nieobecnosci Roberta moglam poprawic urode. Spytacie dlaczego przy Robercie tego nie robie ? Pewnie by sie usmial i oczywiscie skomentowal na antenie, tak, jak wczoraj moja gestykulacje :)

Dobra nie przynudzam juz ... Do jutra :)

KL

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Akcja Reakcja

Pobiłam się dzisiaj z samochodem. Jeden zero dla mnie. Miejsce: Trasa WZ. Od kiedy na funkcjonuje bus pas, kierowcy chcą jak najszybciej minąć tramwaj, żeby nie stać godziny w korku. Ja im się nie dziwię, piesi bezczelnie wykorzystują swoją uprzywilejowaną pozycję i wchodzą na pasy, nieważne czy coś jedzie czy nie, strasznie ciężko odczekać aż całą minutę żeby wszystkie samochody spokojnie przejechały.

Ale odbiegam od tematu, poza tym ja byłam dzisiaj akurat pieszym, tylko cierpliwym. Kierowca przeciwnika źle ocenił odległość i nie zdążył przejechać przed tramwajem, dość szybko zahamował i stanął praktycznie na moich nowych bucikach - balerinkach w odlotowym kolorze, kolejnym do mojej kolekcji. Nawet nie spojrzał w moją stronę, nawet mu się wstyd nie zrobiło! No więc z całym impetem uderzyłam ręką w tylny spoiler, potem popukałam się w głowę i poszłam dalej.

A jak Pan mnie nawyzywał! Ja takich inwektyw w życiu nie słyszałam! Nawet nie wiedziałam że to się może tak odmieniać przez przypadki. Ja bym w celach edukacyjnych napisała jak to Pan Kierowca ładnie odmienił, ponieważ słowotwórstwo synchroniczne oraz derywacja to temat fascynujący, ale nie mogę bo mnie zablokują. Mimo to uśmiech zawitał na mojej buzi, bo ja nigdy nie reaguję. Jestem zazwyczaj zastraszona, ten samochód by mi po nogach przejechał, a ja bym jeszcze kierowcę przeprosiła, że musi na po ambulans zadzwonić. Zareagowałam! Kto wie, może teraz ośmielę się powiedzieć mojemu sąsiadowi, że się nie pali na korytarzu i strzepywanie popiołu na moją wycieraczkę jest niezbyt grzeczne.

Co do odlotowego koloru moich bucików to przypomina mi to sytuację, jak mój szef wyszedł na spotkanie biznesowe w ciągu dnia i wykorzystałam moment żeby urwać się z pracy na godzinę i pobuszować po sklepach. I on mnie wypatrzył ze swojego samochodu, bo akurat tak się złożyło, że jak stał na czerwonym to ja mu na przejściu przed nosem śmignęłam. Po powrocie, jak siedziałam już grzecznie za biurkiem, rzucił kąśliwą uwagę: A tak mi się zdawało, że ja już te buty gdzieś widziałem…

Szef nie jest już moim szefem, ale wcale nie dlatego, że to ja wyleciałam, ale ponieważ to jego ze stanowiska zdjęli. Zastanawiam się czy ja kiedyś będę czyimś szefem. Biorąc pod uwagę moje wcześniejsze dokonania na polu zawodowym, wróżę sobie pomyślną i błyskotliwą karierę na stanowisku prezesa do spraw mało ważnych i mniej istotnych, i tak właśnie, z małej litery pisane.

Zastanawiałam się nawet czy jakiejś firmy nie założyć. Wyczytałam, że jestem w przedziale wiekowym kiedy większość osób, statystycznie, najczęściej podejmuje ryzyko zakładania własnego biznesu, pracuje, jest w stanie zaakceptować nowe wyzwania. A że ja statystyki bardzo lubię, to nawet na studia poszłam podyplomowe.

Obiecali mnie nauczyć jak własny interes rozwinąć, połączyć to z moim historyczno-sztucznym wykształceniem i jeszcze z unii pieniądze wyciągnąć. Przedsiębiorczości też obiecali nauczyć. Z unii pieniędzy nie wyciągnęłam, bo jak patrzę na te skomplikowane formularze, gdzie zastanawiam się nawet jak datę wpisać, czy z myślnikiem czy z kropką, to mi się wydaje, że ja prędzej nauczę się mój PIT wypełniać. Firmę zakładać nauczyli, chociaż nadal nie rozumiem, o co z tym VAT-em chodzi. Wiem tylko, że go cały czas podwyższają.

Przedsiębiorczości mnie nie nauczyli, ale nie mam im za złe, ja po prostu mam w genach po mamusi nieprzedsiębiorczość zapisaną i nic z tym się nie da zrobić. Ja wydaję pieniądze, których nie mam i w dodatku na to, czego nie potrzebuję. No a połączyć interes z moim wykształceniem to jest całkowicie niemożliwe, bo mojego wykształcenia z niczym się nie da połączyć, ono sobie jest i leży na półce nieużywane.

Ale głęboko wierzę, że jeszcze mi się objawi kim ja właściwie chcę zostać kiedy dorosnę. Na razie wracam do moich kamieniołomów, zadowolona z życia, zwłaszcza jak za oknem słońce tak cudownie świeci.

Em.

niedziela, 29 sierpnia 2010

Strzelanie i Królowa Matka

No i stalo sie ... po 18 latach Krolowa Matka dowiedziala sie w końcu ze jej grzeczna coreczka w 1 klasie Liceum zamiast grzecznie chodzić na zajecia z choru szkolenego, chodzila na strzelnice Legii strzelac z pneumatyka. Miejmy nadzieje, ze moze nie sluchala dzisiejszej audycji, ale raczej marne szanse :)

No coz za klamstwa mlodosci teraz trzeba bedzie odpokutowac sluchajac (w sumie nie pozostawionych bez racji) wywodow Mamusi.

Robert siedzi ucieszonym chyba sie wreszcie zaczyna budzic ... trzeba mu zrobic jeszcze jedna kawe i wroci chlopak zupelnie do zywych ... Co prawda Robert twierdzi, ze przydaloby mu sie co innego, ale nie wnikajcie co :)))

No to do uslyszenia i przeczytania
KL

piątek, 27 sierpnia 2010

Nie mam nic przeciwko jesieni:)

No tak jak sie spodziewalem kiedys musialo to nastapic, koniec wakacji juz tuz tuz i pogoda bardziej przypomina jesien szara i ponura, niz lato pelne slonca. Ci ktorzy jeszcze na wakacjach pewnie nie sa z tego zadowoleni, ale czas ucieka i po lecie przychodzi jesien czasem szybciej niz nam sie zdaje. Ale jak to spiewala kiedys Anna Jantar....nic nie moze wiecznie trwac:)
Ja sam nie mam nic przeciwko jesieni, nawet ja lubie, to taki czas na refleksje i plany na kolejne cudowne miesiace a. d. 2010 roku.

Zreszta jak sam o sobie mowie.... Ja to taki jesienny chlopak:)

ARKA

Beeeemisiowej żenady ciąg dalszy

Gorąco polecam nominowanym Słownik Język Polskiego PWN, tam jest kilka pozycji, którymi można określić ich zachowanie.

W pierwszej kolejności zachęcam do przewertowania słownika na stronę z „I” - mamy tu INFANTYLIZM – «naiwność i niedojrzałość w zachowaniu osoby dorosłej».

Jest też drugie znaczenie, normalnie w ramach żartu bym je zacytowała, ale teraz wolę tego nie robić, bo z tego co zauważyłam nominowanym BRAK POCZUCIA HUMORU. A jak to powiedział Słonimski brak poczucia humoru nie zawsze jest dowodem powagi.

Nominowanym BRAK też DYSTANSU do własnej osoby – myślę, że to dosyć pożądana cecha u osób, które zajmują ich stanowiska, ale niestety nie można mieć wszystkiego.

Chociażby SAMOKRYTYKI na własne poczynania. To trochę rodzi pewne zagrożenia, choćby brak możliwości otwartej dyskusji. Nie wiem, może to wynika z ZADUFANIA I PYCHY nominowanych.

Najbardziej mnie jednak śmieszy, tak właśnie, śmieszy, bo GDYBY TO NIE BYŁO ŚMIESZNE BYŁOBY PO PROSTU ŻAŁOSNE, nieadekwatna do sytuacji reakcja.

Sądem Państwo straszycie?? Chyba za często Erin Brockovich emitowali.

Ja mam taką propozycję, która pewnie się ABSURDEM Państwu wydaje, ale proszę misia przyjąć, umówić się na spotkanie w Radiu Bemowo Fm, przygotować się sumiennie do rozmowy i kulturalnie podyskutować, przyznać się do błędów, ale też swoje racje słuchaczom przekazać. Podziękować za misia i honorowo wyjść z twarzą z całej sytuacji.

Warto to rozważyć, ponieważ chodzą słuchy o przyszłorocznych nagrodach publiczności, w tym także w kategoriach: GRUBIAŃSTWO, NAPUSZENIE, DĄSY I FOCHY.

Kolejny raz pozdrawiam nominowanych,

Em.
Strachy na Beeeeeeeee misiowe Lachy!

Kurde!!!!! Cały czas dochodzą do nas informacje, że oni nam jeszcze pokażą, a to, że sądem a to, że w inny sposób. Część mądrali odesłała uroczego Bee-misia. I grożą!!! Co to za drętwusy? Normalni ludzie przyszli by do nas i powiedzieli na żywo co mają do powiedzenia. Jak się boją gadać, to by napisali. Normalni, to by się uśmiechnęli trochę, podroczyli i zastanowili czy rzeczywiście czegoś nie skopsali i Bee-miś się należał. Ale gdzie tam, piszą do urzędników jakieś głupoty, chyba im się wydaje że są na Białorusi Łukaszenki i trzeba się pytać jaśnie Państwa czy przypadkiem ich wybujałego ego nie urazimy. Niech spadają, jeżeli jest to wolny kraj to będziemy robili swoje, a Oni albo się wyluzują i dojrzeją albo niech…………………… strzelają …………… trzeba być sobą. Zobaczymy!
R

czwartek, 26 sierpnia 2010

NasTroje

Dieta czy pogoda? nie wiem co bardziej mnie dzis denerwuje? to ze pogoda nie moze sie zdecydowac, w ktora strone chce pojsc, czy to, ze jem tylko bialka i nawet kurczak nie smakuje mi i nie moge juz go jesc :)dobrze ze jeszcze losos jest gdzies w obstawie i jajka i krewetki, ale niebawem pewnie nic nie bede mogl jest z obrzydzenia :) a jeszcze 6 kg :)

i pewnie to wszystko sprawia, ze dzis chodze rozdrazniony, i wszyscy do okola, nawet malymi rzeczami potrafia sprawic, ze wybucham...choc z drugiej strony...i tak jestem spokojny, jak na to, jak sie czuje....oby do wtorku...wtedy wroca warzywa :)

BM

wtorek, 24 sierpnia 2010

Beee Misie, oj beee!

Oj wstyd i niekompetencja. Kompletny brak profesjonalizmu. Porażka. Wanna jest własnością, a raczej była, Stonesa Ronnie Wooda a nie McCartneya. Słowo daję, zastanawiam się czy to kompletny brak profesjonalizmu Pani z telewizora, czy mój, czy może zaczynam już powoli głuchnąć, co jest całkiem prawdopodobne biorąc pod uwagę skalę decybeli, jaką oddziałowuje na mnie każdego ranka mój szef. Głuchnę, kolano mi się sypie, kręgosłup siada, dziura w czwórce się powiększa, psychika nie wytrzymuje…

Moja psychika nie wytrzymuje zwłaszcza głupoty, a jak na złość z nią obcuję na codzień, wszyscy sobie świetnie zdajemy sprawę jak to człowieka może wykończyć. A skoro już o głupocie i braku profesjonalizmu to ja muszę się poprawić po raz drugi, bo okazuje się, że na Bemowie to mają dwa misie a nie jednego. Bemisia zielonego i Bemisia czarnego. Różnią się diametralnie, bo jeden to maskotka, z którą pozuje Burmistrz, a czarny to nagroda za to, co ja lubię najbardziej, czyli za wpadki.

I ja niczym Inspektor Gadżet muszę się doszperać, kto tego Czarnego Bemisia zarobił. Już sobie wyobrażam jak siedzę w spelunie i podejrzliwym wzrokiem rozglądam się dookoła, ale niestety na Bemowie spelun nie ma, za to jest darmowy Internet i ja już wiem!

O, trafiam nawet na aferę o czarnych Bemisiach - już samo słowo afera wywołuje dreszcze, chociaż ja mam te dreszcze codziennie wieczorem o 19 jak włączam Fakty i słyszę o polskiej polityce. Okazuje się, że osobom nominowanym nominacje wcale się nie spodobały i grożą sądem. Tutaj w tle gromki śmiech, widzę, że osoby nominowane nie są zorientowane nie tylko, co do sytuacji bemowskich, ale i realiów ogólnopolskich. O ile mi wiadomo pójść do sądu to może amerykańska emerytka, która rozlała sobie kawę z mcdonalda w samochodzie. Więc ja Panu Henrykowi powodzenia serdecznie życzę, bo on się w tym sądzie jeszcze więcej stresu naje niż przy odbieraniu niechlubnej nagrody.

Wracam do listy kandydatów i widzę, że Inicjatywa Ekologiczna Bemowo, jest bardzo, niestety nie ekologiczna, ale namolna. Grupce osób, które nie mają zielonego pojęcia o zielonym, chyba, że nagle ktoś się dorobił stosownego dyplomu, przewodzi Pani Ania, otwarta bardzo na dialog i rozmowy, ale tylko wtedy, kiedy w trakcie można narobić zamieszania, wydumać problemy no a już jak się da zaistnieć to Pani Ania bardziej niż Frytka medialna się robi. Szkoda, że istniejący projekt Pani Ani się nie podoba, myślę, że duże znaczenie może mieć fakt, że go nie zna. To tylko moje domysły, bo może Pani Ania instynktownie wyczuwa, że mieszkańcom fontanny to jednak nie są potrzebne. Podobno Pani Ania się bała, że w tych upałach mieszkańcom szyby zaparują.

Trzecia nominowana oskarża o zniesławienie i chce uzyskać odszkodowanie. Myślę, że nam też należy się odszkodowanie za to, że Pani Małgosia podjęła się prezesury.

Tak się zastanawiam a propos odszkodowań i zniesławień, czy aby mogę wygłaszać swoją opinię. No i wychodzi na to, że zgodnie z artykułem 212 kodeksu karnego kto pomawia [..] o takie postępowanie lub właściwości, które mogą poniżyć ją w opinii publicznej lub narazić na utratę zaufania potrzebnego dla danego stanowiska, zawodu lub rodzaju działalności, podlega grzywnie, karze ograniczenia albo pozbawienia wolności do roku. O jajks! Doczytałam się, że jak się globalnie działa, to nawet dwa lata grożą.

Pani Małgosiu, ja też uważam, że ulica nie powinna powstać, te dziury wcale nie są szkodliwe, całkiem wygodnie się po nich jeździ, a zawieszenie wcale się nie psuje. Nawet na czasie, jak w tym kawale - jedziesz sobie, dziura na dziurze a tu nagle kawałek jezdni. Miejsca parkingowe to podstawa. Nieważne, że nie ma jak się do nich dostać, samochód zdezelowany kompletnie, ważne, że są i nikt nam ich nie odbierze.

Zarząd Wspólnoty Mieszkaniowej Franciszka Kawy 24-42 także ma świętą rację, niech oddają ten plac zabaw, po co komu cudze dzieciaki na własnym podwórku, a to przecież jest ich, wszystko jest ich i krata, którą się grodzą, też jest ich. Plac nie jest ich?? To oddajemy!

Niestety, Pani Lowiso, tego już napisać nie mogę, przez gardło mi się nie przeciśnie. Ja to już wolę te dwa lata za kratkami posiedzieć, nowy dialekt opanuję. Bo Pani Lowiso, tak po prostu nie można. Są krzyżówki, są seriale, jest książka, zawsze spacer zostaje. Życie naprawdę można sobie urozmaicić i wtedy nuda nie dopada. Bo z nudy ludziom do głowy przychodzą różne głupie rzeczy. A głupota boli, szkoda tylko, że najczęściej innych..

A na koniec to ja tylko dodam, że Hally Barry i Sandra Bullock Złotą Malinę odebrały. Wiem, że grono powodów to Hally i Sandrą nie jest, choć kino sensacji odstawia niesamowite, ale warto godnie się zachować i nagrody odebrać.

Pozdrawiam nominowanych.

Em.

sobota, 21 sierpnia 2010

Miedziana wanna Paula McCartneya

Budzę się i aaa! Ból nie z tej ziemi rozsadza moją głowę. Jedyne, co mi jest w stanie pomóc to jajecznica z pomidorami, standardowe lekarstwo na kaca. Dobry początek poimprezowej gastrofazy. Ubieram się i ciągnę psa na poszukiwanie pomidorów. Po zakupach, oczywiście zapomniałam po drodze o połowie rzeczy w tym pomidorów, jajecznica na masełku gotowa.

Zasiadam wygodnie w łóżku i zgodnie z kacowym zwyczajem odpalam telewizor.
Włączam TVP info – jedyny kanał, na którym leci coś sensownego, zaraz po Raczkujących Melodyjkach na TVN-ie, ale z rana w TVP info jest zawsze mniej indoktrynacji więc zostaję przy wiadomościach. Oczywiście nie mam kablówki, to wszystko tłumaczy.

A na Bemowie to będę miała kablówkę stuprocentowo – kolejny punkt dla Bemowa. Przez pierwszy tydzień będę siedziała non stop z pilotem w ręku jak Al Bundy i wynagrodzę sobie trzy lata kiepskich programów. Co więcej będę mieć darmowy internet, bo na Bemowie mają jakąś wielką antentę czy coś i mieszkańcy mają internet za darmo. Cudo.

Ale wracając do mojego telewizora i TVP info włączam, a tu kończy się sensowne. Na antenie pojawia się kobieta z dziennikarzem, którego cenię bardzo za poczucie humoru, niewybredne komentarze i to niesamowite wrażenie, że pan dziennikarz ze mną flirtuje z telewizora...

No i pani zaczyna omawiać prasę kolorową. I ja się pytam, po co to komu? Kto to ogląda i jak to możliwe, że za coś takiego komuś płacą? Nagle podrzędnej klasy aktorzy i aktorki z ciągnących się w nieskończoność seriali telewizyjnych stają się popularni, za sprawą wywiadów i plotek w czasopismach, w których dziennikarze dają nam popis swojej elokwencji. A teraz jakaś pani wciska mi w telewizorze coś co ja szerokim łukiem omijam.

No i czego dowiedziałam się z sześciominutowego przeglądu prasy kolorowej? Dowiedziałam się o wywiadzie z Andrzejem Grabowskim, praktycznie przeczytano go słowo w słowo więc już czytać nie muszę. Następnie o Maji Włoszczowskiej i o tym, że mierzy sobie tętno codziennie - przyznam się, że jestem analfabetą sportowym i Maji Włoszczowskiej kompletnie nie kojarzę, więc jednak jakąś korzyść z zacnego programu wyciągnęłam. A na koniec informacja najciekawsza, a mianowicie, że była żona Paula Mccartneya sprzedaje dom z wiszącą w sypialni Marilyn Monroe i 19 łazienkami, które są marzeniem pani od prasy kolorowej, która niestety wanny miedzianej nie ma, a którą tak bardzo chciałaby mieć...

Ajuto! Wyłączam telewizor, odpalam laptopa i włączam radio.bemowo.fm.


Em.

środa, 18 sierpnia 2010

Bemowo, Here I come

Oj chmurzy się, chmurzy, tak wszyscy na upały narzekali i matka natura nam kurek odkręciła. Zimno, mży i pada. Idzie jesień.

I ja z tą jesienią pojawiam się na Bemowie. Przenoszę się. Z mojego przytulnego mieszkanka w samym centrum miasta. Wyprowadzam się z mieszkania, w którym wystarczy wyjrzeć za okno by zobaczyć Krakowskie, a starówka jest dwa kroki od domu. Z miejsca, gdzie tętni życie. Nie mogę się opanować, żeby nie dopisać, że zatętniło zwłaszcza w ostatnich dniach, a z okna to i krzyż przed Pałacem Prezydenckim widać. Jak pomnik postawią to widoku na Pałac Prezydencki już mieć nie będę, ale może nie będę słyszeć o jakiejś hańbie, o której ktoś wrzeszczy przez megafon od ponad tygodnia. Oj na Bemowie to na pewno takich sensacji nie będzie…

Rozmawiałam wczoraj z koleżanką, która właśnie jest po wielkich przemianach życiowych obejmujących nie tylko zmianę mieszkania, ale i partnera po rewelacjach jakie jej zaserwował, no i koleżanka mówi o Metodzie. A że ja wszystko uwielbiam mieć podbudowane teoriami to mi taka metoda bardzo odpowiada. Koleżanka wie jak się szybciej w nowym otoczeniu zaaklimatyzować. No więc tajemnica sukcesu tkwi w negowaniu poprzedniego miejsca. Wtedy minimalizuje się skutki tak zwanego dysonansu poprzeprowadzkowego. Ja rozumiem, że koleżance łatwiej negować, ale w moim przypadku to jest problem, bo ja przecież kocham Swoje Miejsce. Dowiedziałam się też, że ja to w ogóle jestem ostatnio w orbicie dysonansu, bo wróciłam właśnie z urlopu i choruję na dysonans pourlopowy. Ja jej serdecznie dziękuję za te porady, ja jestem w pełni zdrowa na umyśle. Ale zamiast szukać minusów to ja się skupię zgodnie z moimi postanowieniami na samych plusach. Plusach Bemowa. To tutaj jak najbardziej na temat.

No i pierwsza rzecz jaka mi do głowy przychodzi to Bemiś. To jest to co mi się w nowej dzielnicy najbardziej podoba. Dlaczego tylko ten Bemiś jest zielony?? Jak się ostatnio dowiedziałam strasznie duża część Bemowa to lasy i chaszcze, więc ja myślę, że dlatego on jest taki zielony, bo się w tych chaszczach unurzał.

Podobają mi się też kosze na psie kupy. Ja po komiksie Raczkowskiego o chłopczyku zbierającym psie kupy mam ogromny sentyment do tego tematu, więc mi kosze odpowiadają. Może nie są to estetyczne cuda, design można byłoby trochę dopracować, no i torebki foliowe to raczej nie są ekologiczne, ale inicjatywa jest i ja ją popieram. Bo popieranie jej tutaj raczej nie ma sensu, mieszkańcy śródmieścia widać nie lubią swoich trawników tak jak Bemowianie. Centrum miasta, przewija się ta setka japońskich turystów tygodniowo i takie kwiatki im serwujemy. A wiadomo, że naród japoński estetykę sobie ceni. A tu kupa na każdym kroku, dosłownie.

Może ja tych plusów dzisiaj już przestanę szukać i zabiorę się do pracy, bo koniec końców będę zachwalać uroki bycia bezrobotnym na Bemowie.



Em.

wtorek, 17 sierpnia 2010

Pierwszy dzień po urlopie i co mówią amerykańscy naukowcy

Mój pierwszy dzień po urlopie. Ciekawa rzecz z tym urlopem, jeszcze nigdy chyba nie wypoczęłam w stu procentach, zawsze jakaś taka zmordowana wracam do pracy.

Zaczęło się niezbyt ciekawie, w sumie to zastanawiam się co mnie czeka w dalszej części dnia, może jednak lepiej żebym z domu nie wychodziła, bo jeszcze mi coś na głowę spadnie… ale nie nie i jeszcze raz nie, postanowiłam że nie będę narzekać.

Zgodnie z urlopowymi postanowieniami – a wyczytałam, że urlopowe postanowienia są sto razy bardziej efektywne niż te noworoczne, jak mówią amerykańscy naukowcy, bo człowiek wypoczęty, zwarty i gotowy – a więc zgodnie z moimi pourlopowymi postanowieniami nie będę wieczną malkontentką. Nie żebym kiedykolwiek była, ale na wszelki wypadek zarzekam się, że będę niepoprawną optymistką.

Więc wcale a wcale nie będę przejmować się tym, że nie zdążyłam wypić przed pracą mojej dawki kofeiny, nic a nic, co tam że pewnie trafię pod kroplówkę za dwie godziny.

Nie będę przejmować się tym, że mi pranie nie wyschło i mam na sobie wilgotną bluzkę – w takie upały to nawet lepiej, a ten wiatrak który na mnie tak mocno wieje na pewno mi nie przeszkadza, w końcu nie ma szans żebym dostała zapalenia płuc w środku lata.

Nie martwię się też tym, że po wczorajszym drinku kończącym mój urlop nie zmyłam makijażu i dzisiaj tusz przylepił mi się do oka na stałe i chyba zafundowałam sobie makijaż permanentny. Chociaż po tym jak wlałam sobie oliwkę do oka trochę puściło. Co z tego że wyglądam jak Fester Adams.

Nie przeszkadza mi, że klawiatura przestawiła się po raz setny a ja po raz setny nie mogę zapamiętać co zrobić żeby zamiast y było z.

Wcale a wcale nie będę myśleć o tym, że mam mnóstwo zaległych spraw, ani że przenieśli moje biurko i siedzę w samym centrum gniazda, monitorem zwróconym do wszystkich. Co tam odrobina prywatności, wcale mi to nie przeszkadza.

Nie przeszkadzają mi głośne rozmowy i spory wokoło, w końcu tyle się dzieje w tej naszej polityce że jest o czym mówić, co z tego że ja o tym nie chcę już słyszeć, w końcu nie jestem tu sama, w końcu moje biurko jest teraz pośród reszty innych biurek. Nie tęsknię za swoją ścianą do której klęłam w razie potrzeby, wcale a wcale.

Nie jestem też głodna, ten pasztet podlaski z puszki był całkiem smaczny. Nawet dobrze, że akurat dzisiaj mi ten sklep pod domem zamknęli, w końcu pani ze sklepu też urlop się należy.

Jak ta Polyanna, która cieszyła się ze wszystkiego - tak ja od teraz będę pełna radości i nic nie storpeduje mojego optymizmu.

Śmieszne te urlopowe historie, bo nie ma chyba nikogo kto by na urlop nie narzekał. No nie licząc mnie, bo ja nie narzekam na urlop ani na to, co po urlopie. Uwielbiam łamać konwenanse, te moje małe wydumane rewolucje jak noszenie czerwonego do fioletowego i chodzenie lewą stroną chodnika.

Jest tylko chyba jedna rzecz, której mi będzie naprawdę brakować i optymizm Polyanny na nic się nie zda… no bo jak ja będę grać teraz w pokera w czasie pracy?!?


Em

wtorek, 10 sierpnia 2010

popsute kolanko Kasi

A bylo to tak:

W piatek 6 sierpnia wyszlam z Radia Bemowo FM i jechalam ... (tutaj sobie niech kazdy wstawi, co tam chce) autobusem linii (tez nie powiem jakiej). Kierowca Autobusu chyba chcial byc drugim Krzysiem Holowczycem no i pedzil, jak wariat i z piskiem opon i trzaskiem autobusu wchodzil w zakrety.

Szykujac sie do wyjscia radosnie sobie wstalam z miejsca i stanelam przy drzwiach, autobus sobie wszedl w zakret z piskiem opon i gwaltownie zahamowal na co sila rozpedu wyrzucilo mnie do przodu i przelatujac przez caly autobus zahaczylam kulankiem w rurke i się popsulo :(

Efekt - kicam na jednej nodze, juz nie radosnie, mam wode w kolanie i wszyscy mi mowia, ze powinnam sie domagac odszkodowania od ZTM-u, ale ja nie mam na to czasu :)

Podobno do wesela sie zagoi .. no to moze czas zaczac przygotowania zeby sie szybciej kulanko naprawilo ?? No albo moze trzeba sie wybrac do kogos na wesele i pozarzucac kuperkiem wtedy przejdzie ???