piątek, 28 grudnia 2012

Sylwester



 Nigdy nie lubiłam sylwestra. Wymuszona impreza i tyle. Od początku grudnia każdy się pyta jakie plany na ostatni dzień w roku. Jak ja tego nie lubię! Najchętniej przesiedziałabym ten dzień w domu. Ale niestety nie wypada. Dlatego kilka małych porad co zrobić, by chociaż troszeczkę polubić zabawę sylwestrową. 

Pierwsza i najważniejsza rzecz jaka przechodzi i do głowy i sama się jej trzymam, jak nie mam planów, sama robię imprezę!:) Bardzo dużo ludzi decyduje się gdzie iść w ostatniej chwili. Jeżeli zaprosi się dużo ludzi, zapewni atrakcje na pewno ktoś przyjdzie. Co powiecie na sylwestra przebieranego? Postaci z bajek, superbohaterowie, albo jakaś tematyczna impreza typu Hawaje? Im śmieszniejsze propozycje tym lepiej;)

Ostatnio zastanawiałam się nad wyjazdem w góry, albo nad morze. Ceny nie są wygórowane. Nad morze na 3 dni można jechać za 300, a w góry za 400zł.  Sylwester za granicą jest trochę droższy, ale wszystko waha się między 500-800zł od osoby. Zależy jakie atrakcje mają być wliczone w cenę. Dla osób, które mają trochę pieniędzy i dostaną urlop, nic tylko pakować walizkę.

Nigdy nie chciałam iść na bal. Dla mnie to coś strasznego. Wystarczyła mi studniówka parę ładnych lat temu. Zabawa z obcymi ludźmi, kobietami wystrojonymi w kiecki z gorsetem, to jak dla mnie najgorsza opcja.

Rozglądałam się też za imprezą w klubach, albo kinach. Lepsze kina oferują całonocne seanse, a o 24 lampkę szampana. Jak kto lubi… Ale myślę, że warto by się zaopatrzyć w poduszę pod cztery litery, bo ciężko obejrzeć trzy filmy pod rząd. Kluby mają fajne oferty, ale nie za tanie. I jak już wcześniej wspomniałam nie lubię bawić się z obcymi ludźmi.

Dlatego uważam, że taki dzień jak sylwester najlepiej spędzić z osobami bliskimi. Mała domówka jest najlepszym rozwiązaniem. Dlatego kolejny raz z rzędu ja tak spędzę sylwestra. Nie zapomnijcie tylko wyjść o 24 z domu, żeby obejrzeć fajerwerki. Lubię gdy ludzie na ulicy krzyczą do każdego Szczęśliwego Nowego Roku:)   



Pewnie nie spotkamy się na ulicy w tym dniu, więc już życzę Wam by ten przyszły rok był lepszy od tego i oby przyniósł nam dużo szczęścia i pomyślności!:)

Źródło zdjęcia: zajazpodzurawiem.pl
Źródło zdjęcia:tapeta-cyferki.fajerwerki.na-pulpit.com
Źródło zdjęcia:azurworld-polska.pl

Autor: Olga Nawrocka

czwartek, 6 grudnia 2012

Co kupić pod choinkę?



No i mamy grudzień.  Szał zakupów zaczął się na dobre.  Sklepy pękają w szwach od nikomu niepotrzebnych drobiazgów.  Każdy z nas na pewno dostał kiedyś prezent, który mu się nie spodobał. Dlatego w tym roku, w czasie kryzysu, pora zacząć kupować prezenty, które przydadzą się osobie, którą obdarowujemy.


Gorączka zakupów w sklepach trwa. Ale nie nabierajmy się na ten sztuczny tłum w sklepach. Jest jeszcze czas, spokojnie możemy przemyśleć, co komu kupić.
Z ostatnich badań wynika, że Polacy najchętniej pod choinką znaleźliby książkę. Dlatego warto zapoznać się z najnowszymi pozycjami na rynku. W pierwszej top ten możemy również znaleźć gotówkę. Wiem, głupio dać komuś kopertę na święta, ale teraz sklepy oferują nam fajne bony, 50, 70 czy 100 zł. Niby pieniądze, a jednak prezent. Polacy również chcieliby dostać kosmetyki i ubrania. Ale jak wiadomo, trudno trafić w gust cioci czy brata ciotecznego. Ja nie porwałabym się na kupno koszuli, czy sukienki. A danie komuś skarpetek to przypał ;) 
 
To tyle, co mówią nasi rodacy. To są dość standardowe prezenty, ale wiadomo, że się przydadzą. Z bardziej oryginalnych, które warto przemyśleć są kupony. Masaż, nauka nurkowania, lot balonem,  skok ze spadochronem, a nawet bony do fryzjera, czy porada stylisty. Będąc w dużym mieście zawsze możemy kupić bilety do teatru, czy dać bilety na koncert. Jest o czym myśleć.
Miłych zakupów.

Źródło zdjęcia: mocprezentow.pl

Autor: Olga Nawrocka

niedziela, 25 listopada 2012

Spaliłam wodę na herbatę...

Moja rodzina, to rodzina z tradycjami, dodam kuchennymi tradycjami. Nikt z mojego domu nigdy nie wyszedł głodny, ani niezadowolony. Moja babcia, mama i ciocie gotują i pieką na najwyższym poziomie. Ja mam to szczęście, że jestem jedyną osobą w rodzinie, która gotuje przeciętnie, bo przecież głupio napisać na forum, że jestem beztalenciem kulinarnym (w końcu szukam męża:]) 
Więc zostańmy przy słowie przeciętna.

Przyjeżdżając do Warszawy, mama zawsze dawała mi wałówkę. W końcu byłam przyzwyczajona do jakiegoś pułapu odżywiania. Niestety, po pewnym czasie musiałam się usamodzielnić i zaczęłam pichcić sama. Jeżeli kiedyś słyszeliście o osobie, która przypaliła wodę na herbatę, tak to ja. Też myślałam, że to jest niemożliwe, a jednak! Kolejnym krokiem było śniadanie. Nie uwierzycie... spaliłam jajka. Jak to jest możliwe, nie wiem. Wiem, tylko tyle, że nie dało się ich jeść, a mieszkanie wietrzyłam przez pół dnia. O obiedzie nie będę mówiła za dużo. W każdym bądź razie byłam skazana na makaron z sosem ze słoika. Po paru tygodniach poszłam do pracy, bo wiedziałam, że na takim odżywianiu długo nie pociągnę. Dzięki pensji mogłam stołować się na mieście. Chwała Bogu!

Mimo, że teraz jest trochę lepiej, bo podpatruję koleżanki z mieszkania, które jak moja babcia i mama, gotują fantastycznie, powtarzam fan-ta-sty-cznie, jest lepiej. Wątpię, że kiedyś zrobię dla kogoś obiad czy kolację, która zachwyci drugą osobę, ale wiem, że mam inne zalety.

Więc nie martwcie się jeżeli Wy w wieku 20 czy 30 paru lat macie z tym problem. Nikt nie jest przecież nie jest doskonały:)

Zdjęcia niestety nie są moje. Załączam je, bo od czasu do czasu warto popatrzeć na coś dobrego :)

Źródło zdjęcia: max10.pl
Źródło zdjęcia: sweetdeal.pl

Autor: Olga Nawrocka

poniedziałek, 12 listopada 2012

Świąteczny szał

 Będąc niedawno w centrum handlowym otworzyłam oczy szeroko ze zdziwienia. Dopiero zaczął się listopad, a w witrynach sklepowych już stoją choinki. Na początku myślałam, że być może to tylko jeden incydent. Ale nie! Już praktycznie w każdym sklepie stoi dekoracja świąteczna. Wchodząc głębiej do sklepu, już można znaleźć promocje świąteczne. Wielkie napisy mówią, co nadaje się na prezent dla ukochanej osoby. Dziwię się, że w telewizji nie ma jeszcze reklamy ze świąteczną ciężarówką...

Niestety zbyt szybkie dekoracje przytłaczają mojego świątecznego ducha. Prawie dwa miesiące przed świętami, to dla mnie stanowczo za szybko. Mimo to, ludzie już buszują po sklepach. Wiedzą, że lada chwila ceny pójdą w górę i teraz jest najlepszy czas, by upolować coś fajnego w miarę niskiej cenie. A to wcale tak nie działa... Dopiero za 3 tygodnie w sklepach pojawią się rzeczy, które zostaną wyprodukowane specjalnie na prezenty dla rodzin. I mimo, że mamy już prezent, zaczniemy kupować od początku.

Nawet mama zaczęła już wypytywać mnie, co chciałabym dostać. Ludzie zwolnijmy trochę. Rozciągając tak święta zapominamy, co tak naprawdę najważniejsze jest w tym czasie. Prezenty i dekoracje są tylko dodatkiem. Zastanówmy się, po co w Wigilię spotykamy się z rodziną. Bo chyba nie po to, by dać im skarpetki i kolejną książkę.

Źródło zdjęcia: obmawiamy.pl
Źródło zdjęcia: lula.pl

Autor: Olga Nawrocka

czwartek, 25 października 2012

Zdrowe jedzenie

 Byłam w tym tygodniu na projekcji filmu o zdrowym odżywianiu. Po filmie odbyło się spotkanie z kucharzem i dziennikarzem kulinarnym w jednej osobie, by porozmawiał z nami co i jak jemy. Film ogólnie nie należał do najciekawszych, za to otwierał oczy na problem głodu na świecie. Pokazywał też, do czego zmierza świat, jeżeli jedzenie będzie robione na wielką skalę przez duże firmy. A nie przez małe, krajowe wytwórnie.

Po spotkaniu zauważyłam błędy w swoim odżywianiu. Ogromne błędy! Mimo, że myślałam, że jem zdrowo i staram się urozmaicać moją dietę, niestety to co jem, to w większości śmieciowe jedzenie. Mama od najmłodszych lat mówiła mi, żebym nie piła gazowanego, tylko piła dużo soków. Więc piję. A tu nagle okazało się, że niepotrzebnie! Soki nie są zdrowe! Są to koncentraty wyparzane, gdzieś na końcu świata i przywożone do Polski. Tak samo warzywa. Jem je przez cały rok, żeby dostarczyć organizmowi odpowiednią dawkę witamin. A tu zonk! Nie powinno się jeść warzyw i owoców przez cały rok. Wolno jeść tylko warzywa sezonowe. Reszta jest nafaszerowana różnymi świństwami. Tak samo mięso. Od kilku lat wzrosła ilość mięsa spożywanego na świecie. Jemy kurczaki i wołowinę bez opamiętania. Niestety nie zdajemy sobie sprawy, że kurczaki, które kupujemy w supermarketach, to niestety nie są kurczaki, które dawała nam babcia na obiad. Kury są karmione paszą, by jak najszybciej dostały masy i w sposób brutalny, najczęściej prądem, zostają zabijane.

Jedzenie, to jedna z najprzyjemniejszych rzeczy na świecie. Musimy tylko otworzyć oczy na to, co jemy. Żyjemy w takim świecie, że wszędzie są bary szybkiej obsługi. To są tylko zapychacze, które nie dość, że sprawiają, że tyjemy, jesteśmy syci tylko na chwilę, to jeszcze dostarczamy organizmowi same konserwanty. Jeżeli mamy ochotę na kurczaki, nie idźmy do KFC, kupmy kurczaka i usmażmy go sobie. Jeżeli chcemy zjeść pizze, zróbmy sobie własną kompozycję w domu, jeżeli chcę zjeść burgera, nie idźmy do Burger Kinga, czy do Maca, sami możemy zrobić sobie, dobrą, piętrową kanapkę z dużą ilością warzyw.

Teraz znów pojawiła się moda na robienie sobie dobrego jedzenia. Nie musimy wstydzić się, że zrobiliśmy sobie sałatkę do pracy. Zacznijmy propagować zdrowe jedzenie. Popatrzmy na Amerykanów, którzy mają głęboko w poważaniu to, co jedzą. Nie dość, że są otyli, nie grubi, otyli! To jeszcze ich zdrowie jest w rozsypce.

Dlatego uważajmy na to, co jemy. Kiedy ostatnio robiłaś/robiłeś rybę na obiad? Czy w tym tygodniu udało Ci się nie jeść w fast foodzie? Ile wypiłaś/wypiłeś kawy? A jabłka? Zjadłaś/zjadłeś chociaż trzy w tym tygodniu?

Źródło zdjęcia: kuchnieodadoz.blogspot.com
Źródło zdjęcia: fit.pl
Źródło zdjęcia: freeisoft.pl


Autor: Olga Nawrocka

czwartek, 18 października 2012

Dom bez telewizora



Ciężko mi wyobrazić sobie życie bez telewizora. Nie jestem żadną maniaczką telewizyjną, ale miło jest usiąść wieczorem z rodziną przed dobrym filmem.
Zawsze myślałam, że telewizor ma każdy. Jadąc nawet biedną dzielnicą miasta, widać satelity przy każdym oknie. Telewizor nie jest w dzisiejszych czasach luksusem. Teraz jest to sprzęt konieczny. Programy informacyjne zastępują nam czytanie gazet, filmy książki, a programy publicystyczne debaty ze znajomymi. Nikt się nie dziwi jak mówimy, że spędzamy kilka godzin dziennie przed telewizorem. Często w pracy, większość rozmów sprowadzana jest do tego, co wiedzieliśmy w telewizji. Nie koniecznie, to co dzieje się u naszych ulubionych bohaterów serialowych, ale który polityk, co powiedział w danym programie publicystycznym. Nawet reklamy są tak robione, że często komentujemy je ze znajomymi.

Dlatego tak mnie zdziwiło, gdy niedawno byłam u kolegi w domu. Siedząc w salonie czegoś mi brakowało. Długo zastanawiałam się co jest nie tak. Nagle mnie olśniło! Nie było telewizora! Byłam w szoku. Okazało się, że rodzice podjęli decyzję o braku telewizora, żeby dzieci bezmyślnie nie marnowały czasu.

Myślę, że to nie była dobra decyzja. Rozumiem pobudki rodziców, ale w praktyce wcale to się nie sprawdziło. Rodzina miała razem spędzać wieczory. Suma sumarum, każdy zamykał się w swoim pokoju z laptopem. W moim domu rzeczywiście spędzamy dużo czasu przed tv. Ale siedzimy razem. Komentujemy to co dzieje się na ekranie, czy to jest film, czy debata. Będąc mała nauczyłam się wyciągać wnioski, mówić co mi się podoba w filmie, a co nie.

Do dzisiaj jestem w szoku, że ludzie z własnej woli wyrzucają telewizor z domu. Rozumiem, że jak mamy ochotę na film to idziemy do kina. Ale co z meczami, debatami politycznymi, zwykłymi wydarzeniami, faktami, głupim serialem po ciężkim dniu? A dziecko? Co z nim? Gdzie obejrzy wieczorynkę? Pójdzie do przedszkola i nie będzie wiedziało, co to Smerfy, Gumisie czy pszczółka Maja...

Jeżeli nie chcemy oglądać telewizji nie róbmy tego, ale nie zmuszajmy innych do swojego stylu życia.

Źródło zdjęcia: niespodzianka.pl
Źródło zdjęcia: rozryka.dziennik.pl

Autor: Olga Nawrocka

czwartek, 4 października 2012

Kupię, wynajmę, sprzadam


Szukanie mieszkania w Warszawie to prawdziwy hardcore. Niby duży wybór, ale jakby się bliżej przyjrzeć to nic nie ma. Większość mieszkań jest po prostu nie na kieszeń studenta. Do tego w okresie wakacji pokoje drożeją, bo właściciele wiedzą, że niedługo do stolicy zjadą się studenci. Nic tylko usiąść i płakać.

Ale nie tak szybko. Jak posiedzi się w internecie kilka dni, naprawdę można znaleźć coś fajnego i niedrogiego. Szukając mieszkania często możemy trafić na ogłoszenia właścicieli, którzy chcą zarobić jak najwięcej za wynajem. W takim wypadku za pokój możemy zapłacić nawet 800-900zł. Do tego w dzielnicy bez metra i ze średnim dostępem do komunikacji miejskiej. Nie rozumiem ludzi, którzy zgadzają się na takie warunki i wydają pół swojej pensji za cztery ściany. Ale są też rodzynki. Są mieszkania blisko metra, piękne, przestronne pokoje za 400zł. Więc jak się chce, to się znajdzie. Wiadomo, że jak ktoś nie chce tyle płacić za mieszkanie tańszą opcją będzie akademik, za który możemy zapłacić 290zł. Ale w ostatnich czasach coraz mniej ludzi chce mieszkać w akademiku.

Jest też dużo ogłoszeń, gdzie osoba starsza wynajmuje pokój za niewielką kwotę w zamian za pomoc w zakupach itp. Z doświadczenia wiem, że to tylko na początku tak fajnie wygląda. Później ta miła starsza pani, nie pozwala zapraszać do siebie znajomych, zamyka mieszkanie o 21 i co chwila oczekuje pomocy, w każdej nawet najdrobniejszej rzeczy w domu. Często możemy się również spotkać z ogłoszeniami, gdzie studenci wynajmują mieszkanie i szukają tylko jednej osoby. To też nie jest dobry wybór. Ciężko jest mieszkać w mieszkaniu, gdy wchodzi się do zgranej paczki. Jeżeli myślicie o kawalerce, też odradzam. Przez pierwszy miesiąc fajnie, ale później ciężko wraca się do pustego mieszkania, gdzie do nikogo nie możemy odezwać się słowem.

Więc jest jedno wyjście. Najlepiej dogadać się ze znajomymi i wynająć całe mieszkanie. Po podzieleniu kosztów, pokoje nie powinny być bardzo drogie, a i towarzystwo miłe i przede wszystkim znajome.

Z uściskami dla moich współlokatorek.


Źródło zdjęcia: strefauwm.pl
Źródło zdjęcia:nieruchomosciziemann.blogspot.com

Autor: Olga Nawrocka

czwartek, 20 września 2012

Polska Złota Jesień




Patrzę za okno i nie mogę uwierzyć. Drzewa, które rosną przy moim domu już prawie nie mają liści. Moja współlokatorka zakłada rano płaszcz idąc do pracy, druga pociąga nosem i wieczorem pija herbatę z sokiem malinowym. Jeszcze nie przyzwyczaiłam się do tej myśli, że jest już jesień. Nadal mam ochotę założyć krótkie spodenki i pobiec nad wodę pomoczyć nogi. 

Lato, latem, teraz trzeba wrócić do normalnego trybu życia. Studenci na uczelnie, dzieci do szkoły, a reszta ludzi do pracy. Rano w tramwajach i autobusach znów jest dużo ludzi. Każdy ubrany na cebulkę, bo rano czuć chłodny wietrzyk. Patrzę na nich i tęsknię za wakacjami. Jak jest mi smutno jak jadę rano do pracy wyciągam muszelkę z płaszcza i sama uśmiecham się do siebie. Ciężko jest  pogodzić się, że trzeba zmienić rytm dnia. Teraz spotkania ze znajomymi muszą kończyć się o przyzwoitej godzinie. Nikt nie będzie siedział do 6 rano, bo rano praca, nikt nie pojedzie na cały dzień do Zakopanego tylko po to, żeby zjeść oscypka, bo nikt nie weźmie wolnego. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej mi smutno.

Ale jest  jedna rzecz, która mnie rozweseliła. Wczoraj wysiadając z metra widziałam młodą parę. Mieli krótkie spodenki, bluzki na ramiączka, słomiane kapelusze i sandały na nogach. Ciągnęli za sobą ogromne walizki. Jak nic wrócili dopiero z ciepłych krajów i zaskoczyła ich pogoda w Polsce. Na początku było mi ich trochę żal, bo na dworze było bardzo zimno. Ale z drugiej strony zaświtała mi w głowie świetna myśl. Teraz gdy świat stoi dla nas otworem i możemy wszędzie jechać za grosze, zwłaszcza last minute, wybiorę się na kilka dni zagranicę. Znów poczuję słoneczko, popływam w morzu i napiję się drinka z parasolką. Wam też polecam taki wypad. Weekend w listopadzie w Egipcie? To jest to J
Źródło zdjęcia:glonek.flog.pl
Źródło zdjęcia:takiswiat.bloog.pl
Autor: Olga Nawrocka

piątek, 29 czerwca 2012

Plotki


Kocham staruszki w komunikacji miejskiej. Naprawdę. Takich bezpośrednich kobiet ze świecą szukać w Polsce. Nie dość, że same potrafią wywrzeć presję na młodych ludziach, żeby ustąpiły im miejsca, to jeszcze krytykują każdego kto znajduje się w autobusie bądź też w tramwaju.

Jadę wczoraj do pracy. Jest gorąco. Bardzo! W taki upał ciężko wytrzymać w długich spodniach i bluzce na krótki rękaw. Trudno więc dziwić się, że w taką pogodę wybrałam zwiewną sukienkę. I to był mój błąd! Jak tylko weszłam do tramwaju usłyszałam szepty starszych pań, że taki strój nie przystoi panience! Jak rodzice mnie wychowali i jak mogli dopuścić do czegoś takiego. Dekolt za duży, sukienka za krótka. Aż się we mnie zagotowało! I tak było gorąco, ale teraz czułam się jakbym była na Majorce.

Ale z drugiej strony ciężko się dziwić. Co tym kobietom zostało w życiu? Tylko obgadywanie ludzi. Może były zazdrosne, że już nie są młode i same muszą chodzić w workach albo raziło je, że ktoś czuje się dobrze sam ze sobą.

Nie raz słyszy się, żeby nie krytykować ludzi za ubiór. Nie powiem, często oceniam ludzi po wyglądzie. Jak widzę jakiegoś kolesia z jakiejś subkultury od razu mam zdanie na jego temat. Ale nigdy nie pomyślałam, że ktoś może mnie zaszufladkować. A co gorsza krytykować, tym bardziej, że ubieram się jak normalny, przeciętny człowiek.
W tramwaju czułam się jak na odstrzale. Ale był też jeden miły akcent. Gdy wysiadłam, mężczyzna, który stał niedaleko uśmiechnął się do mnie szeroko i puścił oczko. Czyli jednak, nie ubrałam się tak źle :)

źródło zdjęcia: syrenka.blog.com

Autor: Olga Nawrocka

środa, 13 czerwca 2012

Wygramy!


Euro, zaliczenie, euro, egzamin, euro, kolokwium, euro, zaliczenie, euro, egzamin, euro, kolokwium, euro, egzamin – tak wygląda w czerwcu moje życie i większości studentów.
Euro, chipsy, euro, piwo, euro, piwo, euro, paluszki, euro, piwo, euro, chipsy, euro, wódka – tak wygląda w czerwcu życie mojego sąsiada.

Wszyscy przed euro mówili, że na długo zapamiętamy ten czas. Teraz, gdy powoli kończę ten morderczy wyścig z czasem ( z sesją i meczami ), mogę powiedzieć, że z całą pewnością! Dawno nie chodziłam taka zestresowana egzaminami i wynikami meczów. 

Gdy wychodzę na ulicę czuje się dumna. Wszędzie widzę nasze barwy narodowe. Na balkonach, w oknach, co drugi samochodów ma przyczepioną flagę. Do tego każdy nosi koszulki z białym orłem, aż ciepło robi się na sercu. Sama nawet paznokcie pomalowałam na biało-czerwono! A co! Pierwszy raz w historii nie walczymy w ostatnim meczu o honor, ale o awans. Jestem pełna dobrych przeczuć. Chyba nastał czas, że w końcu nam się uda! 3majcie kciuki. Niech ten biało-czerwony sen nie trwa tydzień. Niech się skończy dopiero w lipcu. 

Pamiętajcie: biało-czerwone to barwy niezwyciężone! 


źródło zdjęcia: www.rp-internetowa.pl
 
 Autor: Olga Nawrocka