środa, 18 sierpnia 2010

Bemowo, Here I come

Oj chmurzy się, chmurzy, tak wszyscy na upały narzekali i matka natura nam kurek odkręciła. Zimno, mży i pada. Idzie jesień.

I ja z tą jesienią pojawiam się na Bemowie. Przenoszę się. Z mojego przytulnego mieszkanka w samym centrum miasta. Wyprowadzam się z mieszkania, w którym wystarczy wyjrzeć za okno by zobaczyć Krakowskie, a starówka jest dwa kroki od domu. Z miejsca, gdzie tętni życie. Nie mogę się opanować, żeby nie dopisać, że zatętniło zwłaszcza w ostatnich dniach, a z okna to i krzyż przed Pałacem Prezydenckim widać. Jak pomnik postawią to widoku na Pałac Prezydencki już mieć nie będę, ale może nie będę słyszeć o jakiejś hańbie, o której ktoś wrzeszczy przez megafon od ponad tygodnia. Oj na Bemowie to na pewno takich sensacji nie będzie…

Rozmawiałam wczoraj z koleżanką, która właśnie jest po wielkich przemianach życiowych obejmujących nie tylko zmianę mieszkania, ale i partnera po rewelacjach jakie jej zaserwował, no i koleżanka mówi o Metodzie. A że ja wszystko uwielbiam mieć podbudowane teoriami to mi taka metoda bardzo odpowiada. Koleżanka wie jak się szybciej w nowym otoczeniu zaaklimatyzować. No więc tajemnica sukcesu tkwi w negowaniu poprzedniego miejsca. Wtedy minimalizuje się skutki tak zwanego dysonansu poprzeprowadzkowego. Ja rozumiem, że koleżance łatwiej negować, ale w moim przypadku to jest problem, bo ja przecież kocham Swoje Miejsce. Dowiedziałam się też, że ja to w ogóle jestem ostatnio w orbicie dysonansu, bo wróciłam właśnie z urlopu i choruję na dysonans pourlopowy. Ja jej serdecznie dziękuję za te porady, ja jestem w pełni zdrowa na umyśle. Ale zamiast szukać minusów to ja się skupię zgodnie z moimi postanowieniami na samych plusach. Plusach Bemowa. To tutaj jak najbardziej na temat.

No i pierwsza rzecz jaka mi do głowy przychodzi to Bemiś. To jest to co mi się w nowej dzielnicy najbardziej podoba. Dlaczego tylko ten Bemiś jest zielony?? Jak się ostatnio dowiedziałam strasznie duża część Bemowa to lasy i chaszcze, więc ja myślę, że dlatego on jest taki zielony, bo się w tych chaszczach unurzał.

Podobają mi się też kosze na psie kupy. Ja po komiksie Raczkowskiego o chłopczyku zbierającym psie kupy mam ogromny sentyment do tego tematu, więc mi kosze odpowiadają. Może nie są to estetyczne cuda, design można byłoby trochę dopracować, no i torebki foliowe to raczej nie są ekologiczne, ale inicjatywa jest i ja ją popieram. Bo popieranie jej tutaj raczej nie ma sensu, mieszkańcy śródmieścia widać nie lubią swoich trawników tak jak Bemowianie. Centrum miasta, przewija się ta setka japońskich turystów tygodniowo i takie kwiatki im serwujemy. A wiadomo, że naród japoński estetykę sobie ceni. A tu kupa na każdym kroku, dosłownie.

Może ja tych plusów dzisiaj już przestanę szukać i zabiorę się do pracy, bo koniec końców będę zachwalać uroki bycia bezrobotnym na Bemowie.



Em.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz