wtorek, 17 sierpnia 2010

Pierwszy dzień po urlopie i co mówią amerykańscy naukowcy

Mój pierwszy dzień po urlopie. Ciekawa rzecz z tym urlopem, jeszcze nigdy chyba nie wypoczęłam w stu procentach, zawsze jakaś taka zmordowana wracam do pracy.

Zaczęło się niezbyt ciekawie, w sumie to zastanawiam się co mnie czeka w dalszej części dnia, może jednak lepiej żebym z domu nie wychodziła, bo jeszcze mi coś na głowę spadnie… ale nie nie i jeszcze raz nie, postanowiłam że nie będę narzekać.

Zgodnie z urlopowymi postanowieniami – a wyczytałam, że urlopowe postanowienia są sto razy bardziej efektywne niż te noworoczne, jak mówią amerykańscy naukowcy, bo człowiek wypoczęty, zwarty i gotowy – a więc zgodnie z moimi pourlopowymi postanowieniami nie będę wieczną malkontentką. Nie żebym kiedykolwiek była, ale na wszelki wypadek zarzekam się, że będę niepoprawną optymistką.

Więc wcale a wcale nie będę przejmować się tym, że nie zdążyłam wypić przed pracą mojej dawki kofeiny, nic a nic, co tam że pewnie trafię pod kroplówkę za dwie godziny.

Nie będę przejmować się tym, że mi pranie nie wyschło i mam na sobie wilgotną bluzkę – w takie upały to nawet lepiej, a ten wiatrak który na mnie tak mocno wieje na pewno mi nie przeszkadza, w końcu nie ma szans żebym dostała zapalenia płuc w środku lata.

Nie martwię się też tym, że po wczorajszym drinku kończącym mój urlop nie zmyłam makijażu i dzisiaj tusz przylepił mi się do oka na stałe i chyba zafundowałam sobie makijaż permanentny. Chociaż po tym jak wlałam sobie oliwkę do oka trochę puściło. Co z tego że wyglądam jak Fester Adams.

Nie przeszkadza mi, że klawiatura przestawiła się po raz setny a ja po raz setny nie mogę zapamiętać co zrobić żeby zamiast y było z.

Wcale a wcale nie będę myśleć o tym, że mam mnóstwo zaległych spraw, ani że przenieśli moje biurko i siedzę w samym centrum gniazda, monitorem zwróconym do wszystkich. Co tam odrobina prywatności, wcale mi to nie przeszkadza.

Nie przeszkadzają mi głośne rozmowy i spory wokoło, w końcu tyle się dzieje w tej naszej polityce że jest o czym mówić, co z tego że ja o tym nie chcę już słyszeć, w końcu nie jestem tu sama, w końcu moje biurko jest teraz pośród reszty innych biurek. Nie tęsknię za swoją ścianą do której klęłam w razie potrzeby, wcale a wcale.

Nie jestem też głodna, ten pasztet podlaski z puszki był całkiem smaczny. Nawet dobrze, że akurat dzisiaj mi ten sklep pod domem zamknęli, w końcu pani ze sklepu też urlop się należy.

Jak ta Polyanna, która cieszyła się ze wszystkiego - tak ja od teraz będę pełna radości i nic nie storpeduje mojego optymizmu.

Śmieszne te urlopowe historie, bo nie ma chyba nikogo kto by na urlop nie narzekał. No nie licząc mnie, bo ja nie narzekam na urlop ani na to, co po urlopie. Uwielbiam łamać konwenanse, te moje małe wydumane rewolucje jak noszenie czerwonego do fioletowego i chodzenie lewą stroną chodnika.

Jest tylko chyba jedna rzecz, której mi będzie naprawdę brakować i optymizm Polyanny na nic się nie zda… no bo jak ja będę grać teraz w pokera w czasie pracy?!?


Em

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz